ostawiłem już za sobą pytania: „Kiedy będzie kolejna generacja konsol?”, bo ta nadeszła kilka miesięcy temu. Błyszczące, pachnące nowością i zapowiadające lepsze gry, te maszyny stoją już na półkach sklepów. W międzyczasie w Sieci pojawia się film przedstawiający zabawę w jednym z tytułów tak szumnie zapowiadanym w ubiegłym roku… Wtedy uśmiech mi znika.
Wersja alfa Titanfalla wygląda ślicznie — akcja, wybuchy i niesamowite tempo rozgrywki. Ma to wszystko, do czego przyzwyczaiły nas obecne już na rynku strzelanki. Owszem, zdarzają się tu i ówdzie różne błędy wynikające z niedopracowania systemu kolizji czy też spadki płynności obrazu, jednak do premiery długa droga i powinno to zostać poprawione. Sami zresztą zobaczcie filmik, nawet fragmentami i odpowiedzcie: czyż nie zrywa beretu z głowy?
Autor filmu przy okazji fajnie wyjaśnia, dlaczego tekstury w obecnej postaci wyglądają tak źle, dlatego linkuję ten materiał a nie oryginalny wyciek
Ten niesamowity rozmach, w końcu połączenie walki mechów i ludzi musi być efektowne, ma jednak jedną wadę. Prezentowana rozgrywka jest tak odtwórcza, jak to tylko możliwe. Podczas oglądania nie tylko ma się wrażenie, że oto Call of Duty po prostu doczekało się kolejnej podserii, ale także tego, że jedzie właściwie na starym silniku gry.
Brakuje mi w zapowiadanym Titanfallu nowości i boję się sytuacji, w której te same słowa będę mógł przypiąć do kolejnych kilkudziesięciu tytułów przygotowywanych na sprzęt nowej generacji. Nie ma nic, co by mnie powaliło na kolana a przecież powinno. Skoro mamy tutaj wielkie mechy strzelające z wielkich dział, to dlaczego do ciężkiej cholery nie widzimy destrukcji budynków? Nic nie fruwa, nic się nie odrywa. Po prostu zero jakiejkolwiek zmiany otoczenia.
Tu nie chodzi o to, że w Battlefieldzie 4 takie coś dostaliśmy. Bardziej mam pretensję co do faktu, że już nawet BF: Bad Company 2 oferuje dużo więcej jeśli chodzi o destrukcję mapy. Przypominam, ten tytuł wyszedł w 2010 roku, gdy o nowej generacji jeszcze się głośno nie mówiło. A tu dociera do nas informacja, że w Titanfallu drużyny będą składały się maksymalnie z 6 osób.
Martwi mnie to, bo jeśli nie oczekiwałem rewolucji po nowych tytułach, nie ukrywam — miałem nadzieję przynajmniej na ewolucję. W perspektywie jest tylko stagnacja. Aktualnie jedynie gry niezależne oferują nowe pomysły i ciekawe rozwiązania i tu szukam ratunku.